- Obudź się, już dojeżdżamy.
Shun przetarł oczy i podniósł głowę. Za oknem rozciągały się długie pola Doliny Pantery. "Co im się na mózg rzuciło, żeby się tu przeprowadzać?" pomyślał. Aa, no tak. Przecież to rodzinna wieś rodziców.
Zero komputera, pewnie telewizji, zabawy i 100% nudy. Byleby tylko nie kazali mu pracować, ale chyba jednak nie pozwolą mu siedzieć w domu.
Kiedy dojechali do drewnianego domku i wyciągnęli bagaże, powitał ich jakiś miejscowy i zaproponował lekcje jazdy konnej. "Eh, lepsze to niż nic".
Jak tylko się wypakowali, Shun poszedł na zewnątrz, żeby zdążyć na zajęcia. Na początku trochę teorii musiało być. Kiedy w końcu wsiadł na dużego kasztana i zaczął jeździć, wyskoczył wąż, który przestraszył konia. Ten pobiegł w nieznajomą drogę.
*~*~*
Dziewczyna niosła własnie puste wiaderko po paszy, kiedy nagle usłyszała szybki cwał konia. Gdy się obróciła, zobaczyła rozpędzonego zwierzaka z niepanującym nad nim jeźdźcem. Szybko się odsunęła, bo by ją potrącił. Popatrzyła za nim i dopadła konia bez siodła. Jednym, płynnym ruchem wskoczyła na niego i popędziła. Trudno było dogonić ropędzonego wierzchowca, ale dała radę. Krzyknęła:
- Spróbuj zaciągnąć uzdy!
- To nic nie daje! - odkrzyknął
"Kuso*, muszę go wyprzedzić" pomyślała i tak tez zrobiła. Umiejętnie zatrzymała swojego konia. W ten sposób, przestraszony zwierz musiał zahamować. Stanął na tylnych kopytach i zrzucił chłopaka.
- Nic ci nie jest? - spytała
*~*~*
To był koszmar. Jednak Shun o ty nie myślał. Miał przed sobą anioła.
Słomiany kapelusz zakrywał Słońce, dzięki temu, mógł ujrzeć okrywaną przez czarne włosy piękną twarz, która miała teraz pytającą minę. Podawała mu rękę.
- Pomóc ci? - spytała
Honor jednak kazał mu powiedzieć:
- Nie dzięki. Sam sobie poradzę.
Skrzywiła się i wyprostowała. Shun wstał o własnych siłach, po czym pogłaskał konia.
- Jak się nazywasz?
- Kisigari, a ty?
- Shun.
- A więc, panie Shun, miła była przejażdżka? - spytała uszczypliwie
- W Japonii nie jeździ się chyba na koniach, nie?
- W miastach, owszem. Na wsi, wręcz przeciwnie.
Już miał wsiadać i jechać, ale jeszcze odpowiedział:
- Dziękuję Kisigari.
- Nie ma za co. A i mów mi Kagari.
- Dlaczego? Ładne masz imię.
- Ale długie. Mój były chłopak je skrócił. Mówił, że tak miał na imię jego królik.
- Aha..., rozumiem. To do zobaczenia!
I odjechał.
*kuso - (jap.) cholera ^^
I jak? W miarę, czy niebardzo? Wasza opinia jest dla mnie ważna ^^
Gabi